Radiostacje na polskich statkach w latach 60-tych
Co piszczało w kabinie radiooficera 50 lat temu?
Co do wyszkolenia radiooficerów to ja to od dawna pisałem, że Rosjanie byli o wiele lepsi w telegrafii. I co z tego? Nic. Oni po prostu musieli dobrze umieć CW, bo cały ruch wiadomości odbywał się na CW.
Polskie statki od początku powojennej floty miały możliwość pracy głosowej na KF w emisji AM. Dla porównania najpopularniejszy brytyjski nadajnik na świecie - Marconi Oceanspan - otrzymał pracę AM dopiero od wersji Mk6 i rzadko wykonywano retrofit.
Polskie statki regularnie korzystały z radiotelefonii łączonej do sieci telefonicznej przez stacje brzegowe. Zatem jeśli coś można było obgadać głosem, to po co wysyłać mnóstwo telegramów?
Jeśli wierzyć relacjom nasłuchowców, to w latach sześćdziesiątych i na początku siedemdziesiątych Rosjanie pracowali niemal wyłącznie telegrafią, połączenia głosowe to była rzadkość. W tym czasie sieć telefoniczna dla rozmów prywatnych w ZSRR była jeszcze gorzej rozwinięta niż ta w Polsce. To jest informacja oficjalna z oficjalnych statystyk (GUS, Centralny Urząd Statystyczny w ZSRR). Nie zdziwiłby mnie zatem ewentualny brak emisji głosowych w radzieckich nadajnikach.
Ponieważ wiesz coś na temat pracy R/O na radzieckich statkach, to może wrzuciłbyś jakieś info o używanych nadajnikach i odbiornikach. Jaki tam sprzęt pracował, na jakie pasma, jaką emisją, jaką miał moc wyjściową? Kiedy Rosjanie wprowadzili radiostacje z syntezą częstotliwości?

Zgoda, że radzieckie statki nawet rybackie nigdy nie były flotą nadmiernie pokojową, posiadały bardzo dobre radionamierniki, a oprócz tego były normalnym SIGINTem. Nie wiem jakie dodatkowe wyposażenie mieli na pokładzie, ale na 100% namierzali np. polskie statki rybackie na dalekich łowiskach gdy te trafiły na solidną rybę i powiedziały o tym przez radio. Potwierdziło mi to kilku R/O, którzy tam pływali. Właśnie po to na niektórych brytyjskich trawlerach były książki kodowe, kody zmieniano co dzień. Spotkałem info na ten temat przy okazji czegoś co się nazywało cod war (nie cold, ale cod).

Kabina R/O na radzieckich statkach rzeczywiście miała status kancelarii tajnej, a sam R/O (nazywany czasami przez Rosjan "radista") działał bardziej jak radiooficer okrętowy niż załoga floty handlowej. To tylko potwierdza paranoję. Po co szyfry w kabinie R/O, skoro książkę może mieć kapitan i przekazać R/O w przypadku zagrożenia?

Co do rozumienia tamtych czasów, wybacz, ale rozumiem je bardzo dobrze. To jest dyskusja polityczna i nie mam zamiaru odpowiadać na politykę, chociaż mam argumenty. NIE zamierzam dyskutować na ten temat.

Co do szyfrów, to Ty pewnie tego nie wiesz, ale zarówno polskie, jak i brytyjskie (i amerykańskie też) statki miały na pokładzie książki szyfrowe. Trzymał je kapitan. W czasie, gdy polska załoga regularnie uciekała na Zachód (co miało miejsce szczególnie w takich portach jak Halifax), a kapitan podejrzewał np. możliwość ucieczki oficera takiego jak R/O, to wysyłał zaszyfrowane wiadomości. Widziałem formularzyk z taką zaszyfrowaną wiadomością. Wiem o tym, że przynajmniej jeden R/O nadał taką wiadomość "na siebie", gdy podejrzewali go o to, że zwieje właśnie w Halifaksie. Tu chodzi o paranoję i ogólny brak zaufania.
Zauważ, że ochrona dotyczy sklepów w Polsce. Za mało podróżujesz po świecie, drogi Kolego. Owszem widziałem ochroniarza w Mediolanie przed sklepami jubilerskimi Chopard lub Cartier. Jest jednak "mała różnica" związana z wartością przedmiotów tam sprzedawanych.


  PRZEJDŹ NA FORUM