[Humor] Mój stary jest krótkofalowcem
Taki mały projekt z przymrużeniem oka
Tym razem coś w nieco wschodnim klimacie...

Dwie rogate
Mijały dni, tygodnie, miesiące, odbywały się kolejne zawody, robiliśmy kolejne łączności i eksperymenty radiowe – życie płynęło dalej. Do klubu dołączył dawny znajomy taty, obecnie emeryt, ale w duszy nadal młody i wesoły. Dostał od nas ksywkę Maładiec. Z tatą dobrali się świetnie, mają poczucie humoru jak mało kto, a do tego się uzupełniają – ojciec telegrafista, a kumpel – naprawdę niezły fonista, ojciec kombinuje z kapryśnymi wysokimi pasmami, a tamten – siedzi na osiemdziesiątce i topbandzie. Obaj jednak mają niezłe pomysły, a tamten kolega ma dodatkowo mnóstwo wspomnień z czasów, gdy pracował na kontrakcie w ZSRR gdzieś za Uralem. Umie je opowiadać jak mało kto.
Pewnego wieczora propagacja już siadła i dało się pogadać tylko na zaśmieconej siódemce i zatłoczonej osiemdziesiątce. Na moim skleconym SDRze znalazłem rosyjskich piratów radiowych gadających jak zwykle trochę poniżej naszego pasma. Rozmowa natychmiast zeszła na dawne czasy. Znalazł się też w dłoni oszroniony kufelek.
- Bo to było tak – mieliśmy trochę sprzętu, zrobiłem nadajnik AM na dwóch rogatych ...
- rogatych?
- No, GU-81. Tak myślę, że z pół kilowata do anteny, może odrobinkę więcej. Na telegrafii pewnie z kilowat by było, ale ja nadawałem w AM, bo nie lubię titawy...
- Nie wiesz co dobre – powiedział ojciec, wychylając kufelek.
- Taa akurat, weź i prześlij dobrą muzykę przez klucz, no ni cholery nie przejdzie. W każdym razie gdy pojechałem na wakacje do Polski i wróciłem potem do pracy, zabrałem ze sobą w cholerę taśm z muzyką. Podłączyłem ruski magnetofon do tego nadajnika i puszczałem muzykę. Potem jeszcze nagrywałem z różnych zachodnich stacji i puszczałem. Bo człowiek się nudził, w domu telefonu nie mieliśmy, a coś trzeba było robić.
- Za dziewczyny się wziąć.
- Eee tam pewnie co druga to podstawiona wtyczka KGB, trzeba myśleć głową, a nie ... No w każdym razie antenę miałem z linki, powiesiłem nad drogą. Wieczorem odpaliłem nadajnik i stroiłem. Ulicą szedł jakiś pijaczek i niósł świetlówki. Nie zauważyłbym, gdyby nie to, że dość głośno śpiewał sobie chrypiącym głosem i szedł, mimo to, że ledwo drogi się trzymał. Przeszedł pod anteną i świetlówki zaczęły się jarzyć. Gdy to zobaczył, podskoczył, zaczął nimi machać, tak, jakby chciał ugasić. Rzucił rury na ziemię, przeżegnał się i zaczął uciekać, przeklinając na jakieś siły nieczyste. Uśmiałem się, włączyłem pełną moc i puściłem taśmę, jak co dzień. Wyszedłem na zewnątrz i zobaczyłem, że jedna z tych świetlówek rzucona przez pijaczka na kępę mchu, nie rozbiła się i zaczęła świecić w całkiem niezłym stylu. Wziąłem ją i zastanawiałem się co z tym fantem zrobić, gdy akurat przejeżdżała milicja. Zrobiło mi się gorąco jak cholera, ale pojechali dalej. Najwyraźniej ktoś, kto idzie z jarzącą się świetlówką w łapie musiał być codziennym widokiem w tych okolicach.
- Co potem zrobiłeś?
- Zdjąłem antenę, bo licho nie śpi. Tydzień później zaczęli się rozpytywać sąsiadów, także zdążyłem zwinąć wszystko, zanim by mnie zwinęli.
- Niczego nie podejrzewali?
- Nie, ale później dowiedziałem się od ludzi z pracy, że na terenie miasta działa jakaś nielegalna radiostacja i wszyscy się boją. Musiałem odstawić nadawanie.
Z odbiornika popłynęło:
„Wsiem radistam z czietwiortawa regiona piz..iec na ch.j bljadź”
Ojciec odpowiedział jak zwykle wielopiętrowym rosyjskim przekleństwem, a Maładiec pociągnął łyk z kufelka i skomentował:
- Nie zginął duch w narodzie. A ty musisz popracować nad akcentem.


  PRZEJDŹ NA FORUM