[Humor] Mój stary jest krótkofalowcem
Taki mały projekt z przymrużeniem oka
Podróż
W tym roku WRTC jest blisko, bo za naszą zachodnią granicą. Tata nie bardzo lubi jeździć samochodem na dłuższych trasach i chciał, bym go tam zawiózł. Stara Toyota taty to nudny samochód, bo tam się nic nie psuje. Nawet klimatyzacja – ona się nie psuje, bo już dawno jest zepsuta. Nigdy nie udało się zmusić taty, by przypilnował mechanika, by ten ją zrobił. Zresztą jak się jeździ do sklepu na rogu i z powrotem oraz raz na miesiąc na Mazury, to bez klimy też daje radę. Niestety mamy cały czas trzydziestostopniowy upał. Z kolei mój samochód, w rodzinie zwany wielorybem, jest już dość stary i czasami coś się w nim może zepsuć. Podjechałem do mechanika, ten stwierdził, że wszystko jest OK, ale jedna opona jest do wymiany. Kazałem wymienić obydwie. Jak się okazało, była to bardzo brzemienna w skutkach decyzja.
Zapakowaliśmy się pod dach mojego kombi, tym razem jednak nie braliśmy wielkich pudeł ze sprzętem radiowym. Wzięliśmy tylko moją 817tkę, wzmacniacz i pudełko ze zwiniętymi dipolami na wszystkie dostępne pasma KF. Pojechaliśmy. Wszystko było OK, ale na autostradzie samochód zaczął się trząść. Zjechałem najbliższym zjazdem, nie dało się już jechać nawet 60km/h, tak trzęsło. W pobliskiej mieścinie rzutem na taśmę znalazłem stację kontroli pojazdów, przy której piętrzył się stos opon. Jak są opony na złomie, to jest i warsztat. Tylko czy będzie czynny w sobotę i to tuż przed fajrantem? Był. Dwóch już nieco trinkniętych gumiarzy wymieniło dwie pozostałe opony na nowe i ruszyliśmy dalej. Gdybyśmy postali jeszcze godzinę, ojciec rozładowałby akumulator – cały czas gadał przez radio. Mieliśmy więcej szczęścia niż rozumu!
Tuż przed granicą zatrzymaliśmy się na spóźniony obiad. Niestety przygód było więcej, bo bardzo rozbolał mnie ząb. W takim stanie nie ma sensu jechać do Niemiec, nie będę się faszerował lekami. Znowu mieliśmy dużo szczęścia - moja małżonka znalazła informację, że siostra jej koleżanki jest stomatologiem i pracuje niedaleko, tylko 60km stąd. Pojechałem i ku mojemu zdziwieniu przyjęli mnie szybko, sympatyczna lekarka w okularach coś podłubała, zapodała i powiedziała, że resztę dokończy lekarz w Warszawie. Pojechaliśmy. Gębę mam tylko trochę spuchniętą i ciężko mi mówić. Z aktywności radiowej zostaje tylko telegrafia. W sumie lepszy ząb niż sraczka.
Na niemieckiej stacji benzynowej okazało się, że niemieckie dystrybutory gazu mają inną końcówkę niż polskie. Na szczęście mieli przejściówkę, dokręciłem, zatankowałem i pojechaliśmy.
Niestety tutejsza policja jest strasznie przeczulona pod kątem CB radio. Zatrzymali nas i zaczęli marudzić. Bo musi mieć niemiecką naklejkę z trąbką. W ogóle musi mieć właściwy niemiecki standard. Kij z tym, że to nie jest CB. Niemiecki policaj nie odróżnia anteny na dwójkę od CB, ale twierdzi, że to jednak jest CB. Nawet jeśli wyświetla 145.500. Pokazaliśmy kopię licencji, po sprawdzeniu dokumentów w końcu pojechaliśmy. Niestety pół godziny diabli wzięli. Ojciec twierdzi, że pan policaj nigdy nie widział, by radioamator jeździł tak starym samochodem. Wszak mój wieloryb jest pełnoletni, wyprodukowano go w 1999r. Może dlatego ma głos i czasami odmawia współpracy?
Na kwaterę dojechaliśmy wieczorem, wnieśliśmy tobołki i poszliśmy spać. Jeśli takie przygody nas czekały na trasie, to co dopiero zdarzy się tutaj – pomyślałem.


  PRZEJDŹ NA FORUM