Ham spirit po polsku. Czy na PZK można liczyć? |
SQ6ILB pisze: sp9mrn pisze: Ale chwilę przed nim ktoś pisał o władzy z łapanki... Często jest tak, że ktoś się zgadza tylko po to, żeby reszta mogła się bawić. Wcale nie chce. Jakaś nowa definicja łapanki? Nie chce, ale w sumie się zgadza. No popatrz. A tak jakoś dziwnie z przeszłości jakoś ten naród nie skory był do łapanek. Już na starcie takich należy odrzucić. Są tylko zapchajdziurą. Nie moja wina, że masz problem z rozumieniem idiomów. Ale rzeczywistość często jest dokładnie taka jak to opisałeś - każdy woli robić DXy niż pracować na rzecz innych. Po co się pchać na stołek, który nie daje kompletnie nic - ani zysków, ani prestiżu, ani przyjemności. No ale ktoś w tym zarządzie musi być - więc jak już wszyscy odmówią, to zwykle znajdzie się: jeden, który myśli, że jakoś to będzie, drugi, młody, który chce zmienić świat i trzeci - mało asertywny, który na hasło - "zgódź się, ktoś musi" - powie cicho "no dobrze" Jeszcze muszą kombinować co zrobić, żeby przypadkiem QSL manager się nie obraził bo będzie dramat. Potem młody podkręca ich do roboty, ale pojawia się proza - sekretarz ma grypę, skarbnik delegację. Do tego trzech kolegów "żąda", czwarty "stawia warunki" a piąty już się rozpisał i wysyła trzecie pismo w trybie dostępu do infpub, dwa dodatkowe do organu nadzoru i jeden do prasy. I najlepiej byłoby to rzucić w diabły, ale jakoś nie wypada... Ja się przełamałem i z ogromną radością rzuciłem prezesowanie w cholerę. Miałem świadomość, że oddział na tym straci, że utracimy wyrobione kontakty, fajną pozycję w mieście, słabe - ale jakieś relacje z mediami. Stwierdziłem, że nie będę wysłuchiwał bzdur nawiedzonych malkontentów i nie żałuję ani przez moment. Nawet polutowałem radio. Robię swoje i już sprawdziłem, że nie ma co się litować - jak ktoś mnie wkurzy, to może sobie poszukać innego idioty do pracy na rzecz "środowiska". Najwyżej kolejna rzecz stanie się historią. Ale mnie to już nie boli. mrn |