Małe ojczyzny, mieszkańców gadanie
dialekty i określenia mieszkańców
Jedzenie w koszarach było znośne, ale z racji, że byłem kierowcą w sztabie dywizji i często jeździłem na wczasy razem z dysponentem to nie mogę narzekać, miód ,dżem, szynka, ser, wszelkie ryby, jasny chlebek i byłeczki kajzerki miałem na codzień. do tego żaglówka do dyspozycji (wprawdzie omega, ale zawsze). Często też przywoziłem catering na imprezy z lokalnej restauracji, ale mój stały dysponent był myśliwym i te właśnie myśliwskie imprezy wspominam najlepiej. Miałem trochę szczęscia w wojsku, spotkałem fajnych i ciekawych ludzi. Największym sukcesem było wożenie Prezydenta Polski w Rządzie Londyńskim (śp) Kaczorowskiego, na takich imprezach nie miałem źle, choć trochę za kierownicą musiałem czasu spędzić. Zatem największym deficytem był sen.


  PRZEJDŹ NA FORUM