Radiowe Centrum Nadawcze - FILM
Jasne, "nieunikniona" - taką bajeczkę możemy opowiedzieć TERAZ, już post factum. I uwierzyłbym może w nią, gdyby nie jeden zastanawiąjący fakt, a mianowicie - maszt runął 8 sierpnia 1991 roku, a w 11 dni później - w dniu 19 sierpnia 1991 roku zaczął się w Moskwie najdziwniejszy pucz i zamach stanu, w wyniku którego usiłowano najpierw obalić legalnego prezydenta ZSRR - Michaiła Siergiejewicza Gorbaczowa, a potem - w wyniku swej postawy - na fotel pierwszego funkcjonariusza Związku Radzieckiego wyniesiono (niemal dosłownie) Borysa Nikołajewicza Jelcyna. Wydarzenie to przeszło do annałów historii jako "Pucz Janajewa-Kriuczkowa-Pugo". Nie od rzeczy należy tutaj wspomnieć, że przez 48 godzin kody odpalania rakiet od wyrzutni radzieckich ICBM znajdowały się w rękach spiskowców - ultrakonserwatywnego betonu partyjnego armii, sił milicyjnych i KGB. Światu groziła wojna atomowa. Tylko raz sytuacja była równie niebezpieczna - w czasie tzw. Kryzysu Kubańskiego w październiku 1962 roku. Teraz jednak groźna sytuacja miała miejsce u naszych granic, i na 72 godziny Polska stała się państwem frontowym. Rezydentury wywiadu wszystkich ambasad krajów NATO - szczególnie amerykańska - dostały wzmocnienie z rezydentur w Wiedniu, Bernie, Atenach, Belgradzie... CIA rzuciła ogromne środki na obserwację i monitoring tego, co się działo za naszą wschodnią granicą. Sytuacja przypominała to, co opisał Robert Stratton w "Czasie nietoperza"...

Tymczasem w ZSRR ci, którzy mieszkali w pobliżu granicy z Polską od razu przełączali swe odbiorniki radiowe i TV na kanały polskie, by posłuchać prawdziwych relacji o tym, co się działo w Moskwie. Podobnie zresztą było w Chinach w czasie gorącego czerwca 1989 roku, kiedy to Chińczycy od razu przełączali swe radioodbiorniki i telewizory na kanały stacji radiowych i TV z Hong-Kongu, Makau i Tajwanu. Nasiliło się to po masakrze na placu Tienanmeń... Rozmawiałem ze świadkami tamtych dni, i wszyscy podkreślali to, jak ważna dla nich była informacja podana zza granicy przez wolne media. Stawiam zatem hipotezę, że naszemu masztowi ktoś po prostu pomógł się zwalić. "Pomógł" po to, by mieszkańcy ZSRR nie mogli słuchać Warszawy I, która miała swój zasięg nawet za Uralem. Możemy tylko zgadywać, czyje ręce podpiłowały liny trzymające maszt w pozycji wyprostowanej. To nie był przypadek, to nie mógł być przypadek, tylko konkretne działanie - zwyczajny sabotaż. Sabotaż przeprowadzony w konkretnym celu - przygotowanie przedpola do próby zamachu stanu z ZSRR. Ciekawy jestem, dlaczego IPN nie prowadzi śledztwa w tej sprawie i dlaczego winą sabotaż ten obarczono polskiego inżyniera i robotnika? Może wreszcie ktoś będzie miał na tyle odwagi, by to wszystko wyprostować?


  PRZEJDŹ NA FORUM