Ciężkie życie PZK
wszystko o PZK, dobrze i źle
Dam tym wszystkim "naprawiaczom świata" oraz "obrońcom" jedynej słusznej władzy do przemyślenia. Moje stowarzyszenie podejmuje decyzję o pożegnaniu się z Warszawą. Koledzy z zarządu policzyli koszty (50% składek na województwo i Warszawkę) i zyski jedno stanowisko prezia wojewódzkiego. Koszty obsługi stowarzyszenia takie same. Medale i odznaczenia i tak trzeba było kupić samemu. A korzyścią będzie możliwość samodzielnej działalności na lokalnym rynku polityczno ekonomicznym. A co będzie jeżeli kolega sp9eno oraz zarząd OT50 policzą zyski i straty i podejmą decyzję słuszną ekonomicznie? Przecież Śląsk to region który w okresie międzywojennym wiedział co to autonomia i aż w 3 powstaniach dał temu wyraz. I teraz pytanie Jeżeli zdecydują się pożegnać z PZK i stworzyć np. "Śląskie Stowarzyszenie Krótkofalowców" to ilu ludzi odejdzie z PZK i przejdzie do tego stowarzyszenia? A czy osoby nawiedzone zdają sobie sprawę, że wzrosną koszty utrzymania zarządu głównego a tym samym wzrosną składki? Bo struktura zarządu nie jest zależna od ilości członków? Przecież wiele organizacji krótkofalarskich jest zarejestrowanych w KRS i w każdej chwili mogą się stać bytem niezależnym. Jedyne co ich trzyma to biuro QSL ale to coraz słabsza wieź. Też jest inna prawda, że sp9hqj choćby nie wiem co robił to nie wygra z różnymi koteriami. Znam to z czasów Katowickiego oddziału PZK gdy jeden pan B. etatowy pracownik sypał piach w tryby i to w sposób, za co mógł zostać pociągnięty do odpowiedzialności karnej. Owszem sp9hqj ma wiedzę i doświadczenie w pracy z ludźmi ale tu jest potrzebna umiejętność pracy z koteriami.
Pozdrawiam wszystkie krótkofalarskie pnioki, krzoki i ptoki Śląska i Zagłebia
JAK


  PRZEJDŹ NA FORUM