[Humor] Mój stary jest krótkofalowcem Taki mały projekt z przymrużeniem oka |
Wyścigi po jedną sondę Ojciec coraz rzadziej jeździ na zloty i spotkania, bo już nie ma na to siły. Nie dla niego dyskoteki oraz imprezy taneczne na ŁOSiu, nawet na Burzenin zamiast niego pojechał maruda. I słusznie, bo dzięki temu wszelki opieprz zbierze właśnie XMI i sprawa rozejdzie się po kościach. Było jednak spotkanie, w którym chciał uczestniczyć – tym razem był to jeden ze zjazdów w bardzo leśnych okolicach na północ od Bydgoszczy. Postanowiliśmy pojechać rodzinnie na kilka dni, zanocować w fajnym ośrodku niedaleko, a przy okazji odwiedzić także kolegów taty, z którymi ostatnio mógł tylko pogadać przez radio. Mama za to chciała trochę pojeździć po lesie rowerem. Tak też zrobiliśmy. Mama pojechała na leśną rekreację z synową, tata gadał z kumplami do wieczora a ja – siedziałem przy radiu. Wróciliśmy do ośrodka w nocy i położyłem się spać. Nad ranem obudził mnie najpierw dzwonek telefonu, a potem dobijanie się do drzwi. Zaspany, wystraszony i zupełnie zdezorientowany otwieram, a tam tata, już ubrany. - A to ty jeszcze śniadania nie jadłeś, śpisz? No bez sensu, spóźnimy się! - Ale o co chodzi, przecież to jutro po południu jest. Ja chcę spać! - Zbieraj się, śniadanie zjesz później albo w samochodzie, jedziemy po sondę. Właśnie wypuścili ze Świdwina i leci w naszą stronę. - Tato ale to bez sensu, bez śniadania nigdzie nie jadę. Zebrałem się jednak szybko i poszedłem do hotelowej restauracji, którą ojciec zdążył już postawić na nogi, by szykowali dla mnie śniadanie. Czegoś takiego jeszcze nie grali! Zjadłem i szybko wsiadłem do samochodu, włączam ukaefkę na cyfrze a tam dość ciekawa dyskusja. Z telemetrii wynika, że balon sondy już pękł, zatem spadnie jakieś dwadzieścia kilometrów od nas. To jest dobra wiadomość, gorsza jest taka, że w jej stronę już jedzie zakapior, który zbiera wszystkie sondy, nawet te, po które będzie musiał wejść na drzewo, a przedtem mocować się z niedźwiedziem. Później przyjdzie mu zapłacić mandat za parkowanie w lesie i będzie uciekać przed rolnikiem, któremu jeździł po polu, ale nawet takie przeciwności losu nie dają rady go zniechęcić. I już tu jedzie, gada ze swoim kolegą na ukaefce. My też jedziemy. - Jedź szybciej, wyprzedź do cholery te dwie ciężarówki! No wyprzedzam, niemieccy inżynierowie mocy akurat nie poskąpili, ale zdrowy rozsądek mówi, by nie cisnąć. W końcu dojechaliśmy. Ledwie się zatrzymałem, ojciec wygramolił się z radiem, składaną anteną i zaczął poszukiwania. Tym razem było prościej, bo sonda była na środku pola. Zdyszany maksymalnie wrócił z sondą, rzucił ją na tylne siedzenie samochodu i krzyknął: „no jedź, do cholery szybko jedź, bo oni już tu jadą”. Od razu przypomniały mi się amerykańskie filmy akcji - no to ognia. Z zakrętu wychodzę z lekkim poślizgiem, przyspieszam mocno. Nagle słyszymy z ukaefki: - Ty, ta sonda teraz jedzie po drodze, sto sześćdziesiąt na godzinę. Ktoś to już ją zabrał. Chyba jakiś motocyklista z nią ucieka! Chwilę potem usłyszeliśmy same szkaradzieństwa. Zwolniłem, spojrzałem się na ojca i spytałem: - Wyłączyłeś baterie by nie nadawało? Mina powiedziała mi wszystko. Szybko zjechałem na bok, rozłączyłem co trzeba i pojechaliśmy do ośrodka odpocząć. Ale sonda jest nasza! Gdybym tylko wiedział jaki kałszkwał to spowoduje, tobym się lepiej przygotował – pomyślałem. Ale wyjazd był udany. |