[Humor] Mój stary jest krótkofalowcem Taki mały projekt z przymrużeniem oka |
ZS8, Gruby Stefan i blackout na wsi Kiedy na DX Clustrze pojawiła się informacja o ekspedycji na Marion i Prince Edward Island, stary wpadł w taki szał, że nawet mama zaczęła sprawdzać, czy przypadkiem nie ma gorączki. Ale tym razem nie zamierzał się bawić w półśrodki. „Synu, jak DX-y, to tylko na pełnej mocy. Żadnych kompromisów, żadnych QRP!” – oznajmił z powagą, jakby miał właśnie startować w finale Eurowizji. I wtedy padło hasło: „Trzeba odpalić Grubego Stefana”. Gruby Stefan, czyli legendarny wzmacniacz KF na bazie R-140, to nie był żaden tam chiński kit do samodzielnego montażu. To była maszyna, która przy włączeniu powodowała, że światła na całej wsi przygasały, a licznik prądu kręcił się szybciej niż wentylator przy dojarce. Stary miał dwa takie cacka, oba po solidnym tuningu, bo „fabryka to daje tylko podstawę, a prawdziwy krótkofalowiec sam sobie poprawi” Przygotowania trwały tydzień. Na stole w kuchni leżały schematy, przewody grubości palca, radiatory, wentylatory i cała kolekcja lamp, z których każda wyglądała jakby mogła uruchomić reaktor atomowy. Mama w końcu skapitulowała i przeniosła się z obiadem do sypialni, bo „jak tu jeść, jak cały czas coś bzyczy i strzela iskrami?”. Stary podłączał, testował, a ja tylko czekałem, aż znowu wywali korki w połowie wsi. W końcu nadszedł ten wieczór. Ekspedycja z Marion Island szła tylko na FT8, co starego bolało, bo „prawdziwy DX to się robi na CW, a nie na komputerze”, ale jak przyszło co do czego, to pierwszy siedział przy WSJT-X z nosem przy ekranie. Odpalił grubego stefana, a dom zadrżał w posadach. Światła przygasły, lodówka zaczęła buczeć jak traktor, a sąsiad zza płotu zadzwonił z pytaniem, czy znowu coś naprawiamy, bo telewizor mu się rozmagnesował. Stary z triumfem kliknął „Enable TX” i puścił w eter tyle watów, że nawet pingwiny na Marion Island musiały się przeżegnać. „Patrz, synu, teraz to nas usłyszą nawet jakby mieli tylko drut za oknem!” – krzyczał, zerkając na amperomierz, który już dawno przekroczył czerwone pole. Ale FT8 to FT8 – nie liczy się moc, tylko propagacja i cierpliwość. Stary klął, bo „za moich czasów to by się już dawno dowołał”, ale komputer uparcie milczał. I wtedy – jak na złość – zgasło światło. Cała wieś pogrążyła się w ciemności, tylko u nas w salonie świeciła się jeszcze lampka LED na akumulatorze, a Gruby Stefan wydał ostatnie tchnienie. Stary rzucił się do okna, patrzy, a tu u sąsiada też ciemno. „No pięknie, znowu transformator nie wytrzymał. Mówiłem, że trzeba było dać osobną linię tylko na dopałkę” – burczał, szukając latarki. Po godzinie prąd wrócił, ale ekspedycja już kończyła pracę. Został tylko pusty log i lekko przypalony zapach z wentylatorów. Mama powiedziała, że jak jeszcze raz zobaczy te wzmacniacze na stole, to wyniesie je na złom, a sąsiad przyszedł z pytaniem, czy nie można by było tych DX-ów robić na baterie. Od tej pory stary twierdzi, że prawdziwy krótkofalowiec poznaje się nie po liczbie krajów w logu, ale po tym, ile razy wywaliło prąd w całej wsi. A Stefan? Stoi w piwnicy, gotowy na kolejną ekspedycję z końca świata. Tylko tym razem stary już wie – zanim rozgrzeje GU43B, najpierw sprawdzi, czy sąsiad nie ogląda akurat finału „Rolnik szuka żony”. Tekst wygenerowany przy użyciu EJ AJ. |