Ciężkie życie PZK wszystko o PZK, dobrze i źle |
Czyżby Fundacja OPOR polowała na ŁOŚia? 🙃, /tekst z 6 lipca 2025, strona na FB/ "Fundacja OPOR Spotkanie Krótkofalowców ŁOŚ – czy naprawdę jest nam jeszcze potrzebne? Od ponad dwóch dekad, gdzieś na pograniczu województw łódzkiego, opolskiego i śląskiego, rozbrzmiewają głosy eterowych pasjonatów. Mowa oczywiście o spotkaniu krótkofalowców ŁOŚ – wydarzeniu, które urosło do rangi największego i najbardziej rozpoznawalnego zjazdu środowiska radioamatorów w Polsce. Co roku na przełomie maja i czerwca do niewielkiej miejscowości Jaworzno koło Wielunia przybywają setki (a bywało, że i tysiące) osób z kraju i zagranicy. Ale czy w 2025 roku, w epoce internetu, satelitów i smartfonów, ŁOŚ nadal ma sens? Czy ma jeszcze jakąś realną wartość – zarówno dla środowiska krótkofalarskiego, jak i dla promocji samego krótkofalarstwa? Spotkanie środowiska czy festyn sentymentalny? Zacznijmy od tego, co ŁOŚ daje samym krótkofalowcom. Bez wątpienia – to miejsce, w którym spotykają się ludzie znający się z fal, z forów, z logów QSO, a często widzący się po raz pierwszy w życiu. Jest to okazja do uściśnięcia dłoni, wspólnego ogniska, wymiany doświadczeń, sprzętu, pomysłów, a także – nie ma co ukrywać – do odreagowania hermetycznego hobby w towarzystwie ludzi „z tej samej bajki”. I to działa. W tym sensie ŁOŚ jest nadal potrzebny – jako żywe centrum integracji i tożsamości środowiska. Ale trzeba zadać niewygodne pytanie: czy ŁOŚ rozwija krótkofalarstwo, czy tylko je konserwuje? Czy oprócz handlu antenami i tranzystorami oraz spotkań towarzyskich, wydarzenie to potrafi zainteresować nowe pokolenie radioamatorów? Czy młody człowiek, który odwiedzi ŁOŚ, wróci do domu zafascynowany radiotechniką i złoży wniosek o znak wywoławczy? Promocja krótkofalarstwa – stracona szansa? Z całą pewnością ŁOŚ mógłby być wydarzeniem promującym krótkofalarstwo w Polsce. Ma potencjał medialny, unikalną atmosferę, a także klimat, którego nie da się podrobić. Ale co z tego, jeśli całe wydarzenie jest w zasadzie zamknięte wewnętrznie? Brakuje tam profesjonalnej promocji, warsztatów dla laików, stoisk edukacyjnych z prawdziwego zdarzenia, pokazów dla młodzieży i współpracy z lokalnymi szkołami, harcerzami czy uczelniami technicznymi. ŁOŚ to obecnie bardziej zlot sympatyków niż otwarte drzwi do krótkofalarstwa. A szkoda – bo kiedyś takie wydarzenia, nawet jeśli organizowane w szczerym polu, były właśnie tym miejscem, gdzie można było „zarazić się eterem”. Dziś potencjał ten w dużej mierze się marnuje. Co można (i trzeba) zmienić? Jeśli spotkanie ŁOŚ ma mieć jakąkolwiek przyszłość – nie tylko jako tradycja, ale jako narzędzie rozwoju – konieczne są zmiany. I to nie kosmetyczne. • Profesjonalizacja organizacji: od strony logistyki, informacji, oprawy wizualnej, obecności w mediach społecznościowych. • Otwarcie na ludzi spoza środowiska: warsztaty DIY, pokazy łączności z ISS, zajęcia z programowania SDR, aktywności dla dzieci i młodzieży. • Współpraca z instytucjami: politechnikami, technikami, klubami robotycznymi, grupami modelarskimi. • Wizja i strategia: nie tylko „żeby było jak co roku”, ale żeby było po coś. Czy ŁOŚ jest potrzebny? Tak – ale nie w obecnej formie jako powtarzalny i przewidywalny zjazd sprzętowo-towarzyski. Jest potrzebny jako przestrzeń spotkań międzypokoleniowych, jako platforma edukacyjna i promocyjna, jako polska wizytówka krótkofalarstwa na zewnątrz. Mało które środowisko może pochwalić się wydarzeniem o takiej skali i historii. Ale jeśli ŁOŚ ma być tylko wspomnieniem dawnej świetności – lepiej zakończyć go z godnością, niż utrwalać jego powolną marginalizację. Jeśli jednak zostanie wykorzystany jego potencjał – może znów stać się inspirującym początkiem drogi dla tysięcy przyszłych radioamatorów. Ale do tego potrzebna jest decyzja: czy chcemy trwać, czy chcemy budować?" |